Tłumacz z Darfuru, Daoud Hari

Tłumacz z Darfuru 
Autor: Daoud Hari
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czarne, 2018
Liczba stron: 189


To jedna z tych historii, o której bardzo chciałoby się powiedzieć, że broni się sama. I tak rzeczywiście jest, ale niestety nie całkiem. Jak wielu innych polskich czytelników wiem o Darfurze tyle co nic. Dlatego właśnie reportaż Daouda Hariego jest dla mnie ważny, bo otwiera oczy na przerażające w swoim okrucieństwie i bezsensowności walki w Sudanie. Miejscu, o którym wydaje się świat całkiem zapomniał. Ten reportaż ma być wołaniem o pomoc świadka i ofiary wojny.

Daoud Hari nie jest dziennikarzem – jest tłumaczem, który pomagał dotrzeć zagranicznym reporterom do zaatakowanych wiosek i miejsc zbiorowych mordów. Sam pochodzi z Darfuru i zna historię konfliktu od podszewki. Nie bywa tak zszokowany tym co słyszy i widzi w zaatakowanych wioskach jak zagraniczni dziennikarze. Choć cierpi on i jego najbliżsi, to właśnie tak wygląda miejsce, w którym musi żyć i pracować. Jedyne co może zrobić, to spróbować jakoś poinformować ludzi z zewnątrz o okropnościach rozgrywających się w jego kraju. Dlatego jest tłumaczem i przewodnikiem reporterów. Dlatego sam pisze reportaż o sobie i o Darfurze.

Oprócz przerażających opisów zbrodni wojennych ważne są też migracyjne losy Hariego. Dzięki takim głosom jak jego można poznać potrzeby i zmagania uchodźców, ich lęki i ogromne problemy z jakimi się stykają. Dla chorego widzimisię nikt nie ryzykuje życiem lub ciężkim więzieniem, co, niestety, nie wszystkim łatwo zrozumieć. Nie łatwo też słuchać gorzkich komentarzy po ucieczce z wojennego czy ekonomicznego piekła. Takie reportaże bywają więc na wagę złota.

Muszę się jednak przyczepić. Tłumacz z Darfuru to z pewnością reportaż ważny i cenny, ale moim zdaniem jest też w pewnym stopniu zaprzepaszczoną szansą na naprawdę silny i przejmujący głos w sprawie Darfuru. Język reportażu wydaje się suchy, beznamiętny, wręcz lekki, ale nie jest to moim zdaniem wyłącznie zabieg literacki, ale przebijają tu właśnie braki pisarskie autora, które może dałoby się zredukować przy ogromnej pracy redakcyjnej. Może lepsza byłaby w jego przypadku forma wywiadu rzeki, która oddałaby jego świadectwo oraz naturalne wołanie o zajęcie się sprawą Darfuru. Niestety, w formie reportażu, nie jest to obraz literacko przejmujący, choć oczywiście same fakty chwytają za serce. Tylko czy to wystarczy?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą, Katarzyna Tubylewicz

Powroty

Skok w króliczą norę, Adrianna Michałowska, Izabela Szolc