Dlaczego ptaki umierają, Victor Pouchet

Dlaczego ptaki umierają 
Autor: Victor Pouchet
Wydawnictwo: Czarna owca
Liczba stron: 142

Po przeczytaniu tej krótkiej powieści mam naprawdę duże wątpliwości. Z chęcią podyskutowałabym o niej w szerszym gronie, bo sama jakoś nie potrafię utwierdzić się w jednej opinii.

Jest to krótka powieść o młodym chłopaku przed trzydziestką, który wyrusza w rejs po Sekwanie, goniąc obsesyjnie bodajże za wizją o końcu świata. Bodajże, bo jego pobudki są dla mnie nie do końca jasne. Trochę w tym pełnego fascynacji lęku przed apokalipsą, a trochę chęci znalezienia czegoś, co pozwoli mu zostać KIMŚ, czegoś dokonać.

Kiedy w pobliżu Bonsecours, miasta jego dzieciństwa, spada deszcz martwych ptaków, postanawia przeprowadzić na ten temat śledztwo. Martwe ptaki spadające z nieba to dla niego zapowiedź bliskiej apokalipsy i przede wszystkim ucieleśnienie jego ptasiej obsesji. Bo chłopak rzeczywiście wciąż i wciąż wraca myślami do ptaków, wszędzie potrafi znaleźć do nich nawiązanie i każda dygresja musi się z nimi łączyć. A że jest oczytany i elokwentny, to odnalezienie nawet najodleglejszych i abstrakcyjnych nawiązań nie stanowi dla niego najmniejszego problemu.

Oprócz ptasiej obsesji do Bonsecours gna go potrzeba dokazania czegoś, marzenie bycia zauważonym i podziwianym. Jednocześnie jest to osoba o typowym słomianym zapale, z możliwościami, ale nieumiejętnością wykorzystania ich. Jest inteligentny, jego myśli są nieraz bardzo ciekawe i zaskakujące, ale zarazem ogromnie chaotyczne. Powieść czyta się przez to jak grę dygresji i skojarzeń, czasami aż zapomina się, w którym miejscu nasz bohater zaczął kolejną myśl. Jednak muszę tu zaznaczyć, że zawsze klarownie wraca do głównego toku myślowego i nasze chwilowe zagubienie wcale nie wpływa na lekturę źle – można powiedzieć nawet, że to taki element zaskoczenia. Zastanawia mnie jedno, czy ta cała dygresyjność rzeczywiście zawsze jest potrzebna? Momentami miałam wrażenie, że niektóre wątki, skojarzenia pojawiają się trochę bezsensownie. Nawet sam sposób wyrażania się bohatera, trochę dziwaczny, trochę retoryczny, raz wysoki, bardzo elokwentny, żeby zaraz rzucić grubiańskim słowem. Czy to jest niezbędne? Z drugiej strony chyba właśnie taki powinien być styl wyrażania się chłopaka, który jest ogromnie ambitny, szuka dla siebie przestrzeni, gdzie mógłby dać upust swojej ponadprzeciętnej inteligencji, a jednak nie potrafi zatrzymać się w jednym miejscu na dłużej.

Powieść czyta się naprawdę dobrze, z zaciekawieniem, momentami wręcz z fascynacją, ale czasem jakieś sformułowania mi zgrzytały. I może właśnie przez to nie mogę przejść ponad tą lekturą bez wątpliwości. Nie jest to może pozycja, która wzbudziła we mnie jakieś głębsze uczucia, ale jest to na pewno interesujący pokaz elokwencji i możliwości pisarskich. Z pewnością sięgnę po następną książkę tego autora.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą, Katarzyna Tubylewicz

Powroty

Skok w króliczą norę, Adrianna Michałowska, Izabela Szolc