Stracony list, Jillian Cantor

Stracony list
Autor: Jillian Cantor
Wydawnictwo: Marginesy, luty 2019
Liczba stron: 311

Już na wstępie powiem, że jestem trochę zawiedziona. Co prawda nie spodziewałam się czegoś oszałamiającego, ale przyznaję, że książka z początku robiła na mnie całkiem dobre wrażenie. Krótkie rozdziały, wartka akcja, całkiem ciekawy rozwój wydarzeń i przyznaję, że przez długi czas książka nawet mnie zaskakiwała. Od początku jednak zapowiadało się na umiarkowanie (bo jednak z II Wojną Światową w tle) lekki romans z happy endem. Od takich książek, o ile są napisane dobrym stylem, nie wymagam wiele – byleby były dość oryginalne (a w związku z tym nie do bólu przewidywalne) i nie z tandetnymi, tanimi rozwiązaniami. No i właśnie w tym drugim elemencie powieść zawodzi.

Stracony list przez długi czas trzyma dobry poziom. Historia toczy się dwutorowo – w Austrii pierwszych lat II Wojny Światowej i w Los Angeles (głównie, choć nie tylko) 50 lat później. Bohaterowie obu opowieści są związani jednym tytułowym listem, na który naklejony jest niezwykły znaczek.

Powieść zaczyna się w Los Angeles, gdzie Katie, córka zapalonego filatelisty, akurat jest w trudnym momencie życia – jej ojciec z powodu choroby trafia do domu opieki, a kochany mąż ni z tego ni z owego rzuca papiery rozwodowe na stół. Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić, nie śpi po nocach, troszkę zbyt dużo pije i w końcu postanawia pozbyć się kartonów ze zbiorem znaczków ojca. Wybiera się więc do sklepu filatelistycznego, gdzie niepozorny filatelista Benjamin, znajduje w kolekcji tajemniczy znaczek przyklejony na kopercie zaadresowanej do Fraulein Faber.
I to jest pierwsza nić, która łączy Katie z drugą opowieścią toczącą się przed pięćdziesięcioma laty w Austrii.

Frederick Faber jest sławnym na całą Austrię wytwórcą znaczków – grawerem. Pod jego dach trafia młody Kristoff, który marzył o terminowaniu u sławnego grawera. Poznaje tam nastoletnią córkę Fredericka, Elenę. Jest rok 1938 więc łatwo można domyślić się, że już niedługo spokojne życie żydowskiej rodziny Faberów ulegnie zmianie. Frederick Faber postanawia przenieść się z całą rodziną do Wiednia i stamtąd uciec za granicę – niestety, jego plan pokrzyżuje Noc Kryształowa.

Jak dla mnie nie brzmi jak sztampowy romans, bo rzeczywiście wątek miłosny odchodzi na dalszy plan. Zgrabnie wpleciony w perypetie bohaterów, nie daje się odczuć jako najważniejszy, gdzie reszta jest tylko tłem. Dopiero ostatnie fragmenty powieści robią się na wskroś romansowe aż do prawie ckliwego zakończenia, godnego amerykańskiej komedii romantycznej. Mnie to trochę zawiodło. Niestety, rozwiązanie zagadki i zakończenie wyszły trochę tandetnie i popsuły całe dobre wrażenie.

Nie jest to więc może literatura najwyższych lotów, ale całkiem przyjemna lektura dla odprężenia, a jednocześnie nie do całkowitego „odmóżdżenia" ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą, Katarzyna Tubylewicz

Powroty

Skok w króliczą norę, Adrianna Michałowska, Izabela Szolc